poniedziałek, 10 lutego 2014

ROZDZIAŁ 2

Z błogiego snu wyrwał mnie ogromny huk dochodzący z parteru. Zbiegłam tam i zobaczyłam zapłakaną Miyako leżącą na ziemi w przedpokoju. Od razu gdy to zobaczyłam rozbudziłam się
-Co się stało?- zapytałam szybko klęcząc przy niej.

Zobaczyłam za z jej oczu płyną łzy, nie miała też jednego buta.  Było to dziwne krzyczała, że go widziała, ale kogo widziała? nie miałam pojęcia o czym ona mówi. Pomogłam jej usiąść na kanapie, poczekałam chwilę aż się uspokoi.
-Kogo lub co widziałaś?
-No jego, w banku...-odpowiedziała mi ale nadal jej nie rozumiałam.
-Do cholery kogo widziałaś!?- lekko krzyknęłam tylko po to aby kobieta się otrząsnęła.
-Twojego ojca!
Nie zdziwiłam się tym co mi powiedziała z racji takiej że od śmierci moich rodziców Miyako nieco ześwirowała i od czasu do czasu widuje "duchy"Próbuje namówić ją na jakąś terapię ale nic z tego.
-Kochana to nie możliwe on nie żyje od ponad 2 lat. To nie możliwe- powiedziałam smutno i wstałam z kanapy gdzie siedziałyśmy i pokierowałam się w stronę schodów prowadzących do mojego pokoju, z mojego jednego oka poleciało kilka łez. 
Nadal kiedy myślałam o NICH chciałam płakać. Wszyscy mi mówili, że czas leczy rany i przestanę o tym myśleć za jakiś czas, tylko pytanie za ile?
-Jasmine nie wierzysz mi?- rzuciła w moją stronę, ja jednak nie odpowiedziałam jej tylko szłam dalej do mojej "oazy".
Nazywałam tak swój pokój ponieważ tylko tam czułam się jak kiedyś. Wtedy gdy siedziałam z moją paczką czyli: Reachel, Jerry'm i George'm.  Zaczęłam jeszcze mocniej płakać, pobiegłam do łazienki i opłukałam czerwoną twarz lodowatą wodą aby się lekko uspokoić. Za wiele to jednak nie dało.
Przebrałam się w piżamę i położyłam się na łóżko. Wcześniej jednak wyjęłam z pod mebla kuferek. Zajrzałam do jego wnętrza , było tam mnóstwo zdjęć. Naszych zdjęć, na każdym byłam szczęśliwa. 
-"Tęsknię za tym co się już skończyło, ale nie zauważyłam kiedy szczęście przeminęło..."- przeczytałam cichutko pod nosem napis z jednej z fotografii.
Odwróciłam ją i ujrzałam moje zdjęcie a raczej nasze. Byłam na nim ja i Reachel, ona szczęśliwa a ja smutna jak bym miała się rozpłakać, dokładnie pamiętam tamten dzień.


trzy czwarte roku (9 miesięcy) wcześniej DZIEŃ KIEDY FOTO ZOSTAŁO ZROBIONE.

przyszłam do szkoły szczęśliwa bo miałam zobaczyć się z Reachel po 3 tygodniach niewidzenia. Byłam na wymianie zagranicznej w Polsce i wróciłam dwa dni temu. Dużo ze sobą pisałyśmy ale to nie to samo, to nie oddawało rozmowy takiej prawdziwej.

Weszłam na górę z uśmiechem na twarzy.
-Cześć kochana!- byłam rozradowana że ja widzę, lecz ona była jak by zmieszana? Dlaczego? Zrobiłam się trochę zaniepokojona.
-Cześć.-powiedziała bez uczuciowo.
Tak na 100% coś było nie tak. Nie chciałam jej o nic wypytywać przy wszystkich wiec postanowiłam zaprosić ja do siebie na noc, taki babski wieczór. Tak dziwnie się złożyło ze do szkoły wróciłam akurat w piątek wiec nie było problemu z nocka, ani z miejscem bo moi rodzice jak co tydzień szli do teatru, opery, restauracji, kina czy na wieś do domku letniego.
-Reachel choć pogadamy!- rzuciłam do niej i czekałam aż do mnie podeszła.
Wstała leniwie z ławki i skierowała się w moją stronę.
-co znów chcesz?- zapytała z miną jak by była oburzona ze się do niej odzywam.
-Okey nie wiem  przed kim udajesz taką sukę ale możesz przestać. A i chce żebyś przyszła dzisiaj do mnie na noc. Mam wolna chatę i zaprosiłam tez Jerry'ego i George'go- uśmiechałam się do niej, na jej usta tez wskoczył lekki uśmieszek.
- Brzmi super, z chęcią bym przyszła ale idę na koncert z Chelsi i Matteo. Jak chcesz możesz iść z nami. I tak mamy jeszcze kilka wolnych wejściówek.
- Fajnie a na kogo? I możne chłopacy tez by mogli iść w takim razie?- zapytałam już nieco ugaszona z mojej podniety wieczornym spotkaniem, ale nadal w dość niezłym humorze.
-Na Demi- uśmiechnęła się do mnie mocno i prawdziwie, była to jej idolka, znaczy jedna z nich- i jasne że mogą przyjść.
Nagle zadzwonił dzwonek poszłyśmy do klasy a tam kolejna niespodzianka na moim jak myślałam stałym miejscu wiedziała Chelsi, a obok niej już siadała Reachel. Moje oczy zapewne miały rozmiary XXXL. Moja przyjaciółka uśmiechnęła się lekko zażenowana zaistniałą sytuacja.
Byłam zmuszona usiąść z Philipe'm nie przepadał za mną ale ja niestety go lubiłam nieco bardziej niż zwykłego chłopaka z klasy.
kiedy lekcja się już zakończyła, wybrałam się z Reachel i jeszcze innymi dziewczynami do łazienki. Heheh jak zawsze dziewczyny chodzą zawsze w grupach. Ja nie musiałam tam iść ale wykorzystałam moment i zadzwoniłam do Jerry'ego. Odebrał dość szybko jak na niego, byłam nieco zdziwiona ale po paru sekundach się ocknęłam.
- Heya mała co tam u ciebie?- usłyszałam jego zaspany głos.
- Hey. A wiec tak, po pierwsze czemu nie jest pan w szkole?- zapytałam udając bardzo poważna i z lekka oburzona mamę- a po drugie miałam ciebie zaprosić ciebie do mnie na nockę ale wcześniej idziemy na koncert Demii. Okey?
- Zajebiście! Lubie ja. A później do ciebie na imprezę tak?
-tak a co z tym ze nie ma ciebie w szkole?- zapytałam ponownie.
- Przepraszam mamusiu zaspałem obiecuje ze się poprawie i wynagrodzę Ci to.
 -okey, trzymam pana za słowo i liczę na to że poinformuje pan pana George'iego o dzisiejszym wieczorze. Okey muszę lecieć bo przerwa mi się kończy a ty nie idź już spać tylko się szykuj. Przyjdźcie do mnie o 17 pomożecie mi. Całuski- powiedziałam i nie czekając na odpowiedź rozłączyłam się.
- Jasmine z kim rozmawiałaś- zapytała mnie Reachel kończąc poprawiać makijaż.
- Z Jerry'm- rzuciłam od niechcenia i wyszłyśmy z łazienki.
- to wy teraz coś tam? No wiesz znowu razem?- zapytała mnie z mina w stylu odwal się od mojego brata.
-Ignoruje to dziwne pytanie- odparłam i szlam dalej.
Dochodziła już 17, ja w samej bieliźnie biegałam po pokoju i szykowałam rzeczy do zabrania na cały ten spęd oraz te na imprezę.
Moje drzwi do pokoju otworzyły się niespodziewanie a w nich stali chłopacy. Byłam lekko skrepowana a moje policzki
przypominały buraki. Szybko chwyciłam moja sukienkę w której byłam w szkole i zarzuciłam na siebie. Spojrzałam na chłopaków Jerry był z lekka skrępowany tym co widział ale George uśmiechał się zawadiacko. Popatrzyłam na niego paraliżującym wzrokiem a z jego twarzy zniknął momentalnie uśmieszek...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz